czwartek, 7 stycznia 2016

Prawie kulinarnie... prawie robi wielką różnicę...

Każdy kto mnie zna wie, że nie znoszę gotować. Nie ma nic gorszego niż stanie przy garach. Wolę 1000 razy np. zrzucać węgiel albo kosić trawę. ;) Jeśli już mam coś zrobić, to musi to być coś niestandardowego. Lubię eksperymentować. Czy to z zupą, sałatką czy ciastem.
 
Miło jest gdy ktoś doceni moje starania, a nie grzebie w talerzu ze zbolałą miną, jak to miało miejsce w moim ostatnim związku. Prawdziwy mężczyzna powinien jeść to co przygotowałam z apetytem, nawet jeśli czegoś nie lubi. (Ja też lubię coś bardziej a coś trochę mniej, np. mięso najlepsze jest gdy dodamy cebulki, bo bez niej, nawet najlepiej doprawione jest mdłe. Ale już mielone z cebulką jest bleee.) A gdy się jeszcze słyszy, że "moja mama to robi tak, a tamto jest takie dobre", a przed nim stoi talerz ze zrobionym przeze mnie daniem (rozgrzebanym), to dla takiej osoby nic nie chce się robić. Niech mu gotuje mamusia. Ja już nic dla niego nie ugotuję...

Może dlatego poprzedni związek był pod tym względem milszy i czułam się dowartościowana. Choć skończył się jak się skończył, ale mimo wszystko czułam się dużo szczęśliwsza. T. zjadał ze smakiem wszystko co przyrządziłam i zawsze chciał dokładkę. Ba, wolał moje ciasta niż ciasta rodzicielki. Ba, nawet ona odstępowała mi miejsce w swojej własnej kuchni. :o Bardzo miłą rzeczą było też to, że T. piekł dla mnie ciasteczka i nauczył się robić dla mnie blok. :) 

Nie mam w zwyczaju porównywania, ale po ostatnim sms'ie od M. różnice same się nasunęły. Próbuję sobie przypomnieć czy on coś dla mnie przygotował sam z siebie i nic nie widzę. To ja głównie miałam stać przy garach. 

Nie jestem osobą, która da zamknąć się w domu i będzie robić wszystko dla ukochanego. Potrzebuję przestrzeni. Wolę zjeść kanapkę, zrobić szybką jajecznicę albo ugotować zupę na tydzień, a nie dzień w dzień myśleć "co dziś na obiad?" i go pichcić. W tym czasie mogę przecież poczytać albo coś napisać. ;)

Dopisek: Długo zastanawiałam się czy opublikować ten wpis. Wciąż coś dopisywałam, usuwałam, poprawiałam. Jednak stwierdziłam, że samo napisanie tych kilku słów nie pomoże mi w wyrzuceniu z siebie tego co mi się nie podobało w pewnych zachowaniach. A teraz czuję się lekko i mogę skoncentrować się na miłych sprawach. :) 

Postanowiłam, że to będzie ostatni tego typu wpis, czyt. w pewnym sensie rozliczający. Nie chcę już więcej zajmować się tym co boli, biorę nici i zszywam rany, dodatkowo zaklejam je porządnie plastrami. Rany się zagoją, wystarczy ich nie rozdrapywać. Jeszcze jutro będę miała dzień próby... Sama nie wiem czy wzniosę się na wyżyny i postąpię mądrzej niż ktoś kiedyś postąpił czy zniżę się do jego poziomu. Trzymam za siebie kciuki, by jednak zwyciężył rozum. Serce niech sobie odpoczywa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz