niedziela, 28 października 2012

Milkowicze :)

Milka Razem dla Tatr to akcja powstała w 2010 roku, mająca na celu wspieranie tatrzańskiej przyrody. Wspólnie z Tatrzańskim Parkiem Narodowym wybrała sześć symboli, które są najbardziej charakterystyczne dla Tatr: krokus, Giewont, niedźwiedź, kozica, Morskie Oko, świstak. Mika postanowiła przeznaczyć milion złotych na trzy z nich, które wygrały w ogólnopolskim głosowaniu. Na pierwszym miejscu uplasował się niedźwiedź, drugie zajął świstak, a trzecie kozica (moja faworytka). W tym samym czasie powstała strona na facebooku "Milka. Razem dla Tatr" skupiająca tatraomaniaków i smakoszy Milki. Obecnie ilość fanów przekracza 75 tysięcy i jest to jedna z najaktywniejszych grup. Mogłabym napisać bardzo dużo o samej akcji Milki, ale te informacje są ogólnodostępne, więc nie ma sensu ich powielać po raz kolejny. 



Chciałabym opowiedzieć o samych Milkowiczach, o ludziach z pasją, pozytywnie zakręconych na punkcie Tatr, o ludziach takich jak ja ;) Na stronę Milki trafiłam w maju, gdy akcja już trwała. Początkowo nieśmiało komentowałam zdjęcia, ale głównie byłam cichym obserwatorem. Atmosfera panująca tam bardzo mi się spodobała i po jakimś czasie postanowiłam się ujawnić. Nie sądziłam, że aż tak bardzo mnie wciągnie, ale nie było innej możliwości. Co dzień Milkowicze dodawali fantastyczne zdjęcia (i trwa to nadal), które przenosiły nie tylko mnie, ale nas wszystkich w ukochane Tatry. Nie jeden wieczór przesiedzieliśmy na wspólnych rozmowach, i to daleko odbiegających od tematu gór. Nie raz brzuchy bolały nas od śmiechu, a Milka niejednokrotnie musiała nas uspokajać :P


Na przełomie lutego i marca 2011 roku w trakcie jednej z takich rozmów Milka rzuciła hasło wspólnego spotkania. Na odzew nie musiała długo czekać, bo od razu podchwyciliśmy temat. Ustaliliśmy termin, aby pasował większości. Spotkanie miało odbyć się w czerwcu na Rusinowej Polanie. I odbyło się. Co prawda liczba Milkowiczów nie była powalająca, bo 18 czerwca o godz. 10 stawiło się w umówionym miejscu zaledwie 5 osób, ale Milka spisała się na medal. Przygotowała dla nas upominki i postarała się dla nas o przewodnika, Jana Krzeptowskiego, który opiekował się nami w trakcie wędrówki na Gęsią Szyję. Wieczorem zaprosiła nas na kolację do „Leśniczówki u Zięby”, na której zjawił się przedstawiciel Milki. To był bardzo miły dzień.


Pomiędzy niektórymi z nas nawiązały się prawdziwe przyjaźnie. Kilka osób spotkało się już na tatrzańskich szlakach bez udziału Milki. To fantastyczne, kiedy ludzi łączy wspólna pasja i chcą dzielić się nią z innymi. Nie bez powodu poruszam ten temat, bo sama spędziłam kilka dni w towarzystwie świetnych Milkowiczów, mogę spokojnie stwierdzić, że przyjaciół. To dzięki Milce poznałam kilku wspaniałych ludzi, z którymi mogę rozmawiać godzinami, nie tylko o Tatrach, ale także o rzeczach bardziej przyziemnych ;-)

czwartek, 25 października 2012

Jon Krakauer "Wszystko za Everest"

Kilka dni temu skończyłam czytać fantastyczną książkę Jona Krakauera "Wszystko za Everest". Znany dziennikarz opisał w niej jeden z najbardziej tragicznych sezonów (1996) na najwyższej górze świata, w których brał udział jako klient bardzo szanowanego i popularnego przewodnika Roba Halla. W tym samym czasie na Mount Everest odbywała się wyprawa komercyjna Scotta Fischera, który zasłynął z tego, że jako jeden z nielicznych zdobył Everest bez tlenu (1994).

Krakauer opisał dość szczegółowo kolejne dni wspinaczki - trudy aklimatyzacji jego i współtowarzyszy. Pokazał ludzi, którzy marzą aby w końcu zdobyć Sagarmathę. Któż z nas by nie chciał... 

Książka wywarła na mnie bardzo wielkie wrażenie. Czytałam ją z zapartym tchem. Gdy na dachu świata szalała burza, i wspinacze walczyli o życie, zmagali się z potężnym żywiołem, brakiem tlenu, własnymi słabościami, miałam wrażenie, że biorę udział w tych wydarzeniach. Krakauer w sposób bardzo naturalistyczny podszedł do śmierci (aż czułam ciary na placach). Ze szczegółami opisał śmierć Roba Halla, który nie był w stanie zejść o własnych siłach do obozu ze względu na odmrożenia i panujące przeraźliwe zimno... konanie Scotta Fischera, dla którego już nie było ratunku... Niektóre opisy są tak wstrząsające, że ciężko o nich mówić. Dla mnie jedną z szokujących i najbardziej poruszających spraw jest fakt pozostawienia ludzi bez pomocy, pozostawienia ich na pewną śmierć. 

Na tragedię, która odbyła się na Evereście 10 maja 1996 roku wpłynęło bardzo wiele czynników, które opisuje w swojej książce Jon Krakauer, dlatego warto ją przeczytać, by mieć wiedzę na ten temat i wyciągnąć wnioski.