wtorek, 27 października 2015

Imieninowo ;)

Po raz pierwszy od ponad 4 miesięcy mój poranek "zwolnił". Znalazłam w nim czas tylko dla siebie. Mogłam rozkoszować się w spokoju i kawą i książką. Co prawda wstałam grubo przed 6, żeby nakarmić mojego małego szkraba, :) później były wspólne "pogawędki", przebieranie i tak zleciały 2 godziny. Moje słoneczko usnęło, ale nie położyłam się razem z nim, jak to ostatnio miewałam w zwyczaju. Postanowiłam kosztem snu odnaleźć zagubioną wewnętrzną harmonię, naładować akumulatory na cały dzień. Dzięki kawie i książce poczułam spokój i radość. Ostatnio zapomniałam, że najzwyklejsze czynności potrafią dać tyle szczęścia i dziś sobie o tym przypomniałam. To chyba jeden z lepszych prezentów, które sobie zrobiłam. I to jeszcze w dniu imienin! ;) Okazuje się, że wcale nie potrzebuję dużo snu (albo tak mi się tylko wydaje), a bardziej potrzebuję porannej samotności. W zamierzeniu ten tekst miał być dłuższy i lepszy, ale jest jaki jest i nic w nim nie zmienię. Nic nie planuję, ale może i jutrzejszy poranek będzie podobny do dzisiejszego. Byłoby miło.

A tak poza tematem. Miło w wieku 33 lat pokazywać dowód, gdy się chce kupić wino. ;)

poniedziałek, 26 października 2015

"Mordercza góra"

K2 najwyższy szczyt w Karakorum, druga, pod względem wysokości, góra świata. Uznany jest za najniebezpieczniejszy ośmiotysięcznik (do tej pory niezdobyty zimą, razem z Nanga Parbat). Piękna, strzelista góra. Wystarczy na nią spojrzeć i już można się zakochać w jej kształtach.


Ostatnio przeczytałam pasjonującą książkę na temat jednego z najtragiczniejszych wypadków podczas jej zdobywania. Rok 2008, bo o tych wydarzeniach opowiada "Mordercza góra" Pata Falveya i Szerpy Pemby Gyalje, zebrał żniwo wśród himalaistów. Zginęło ich wówczas jedenaścioro. To klasyczna sytuacja gdy w pogodny dzień, idealny do zdobywania potężnej góry, szereg zdarzeń doprowadza do tragicznego finału. 
Początkowo książka "szła mi topornie", ale po kilku stronach jej lektura stała się dla mnie pasjonująca. Napięcie stale narasta, zdarzenia się zazębiają. Czytelnik do końca czeka i ma nadzieję, że może jeszcze jednak ktoś zejdzie do obozu IV, mimo że wiadomo jakie będzie zakończenie. Nie ma w niej ocen i to duży jej plus. Polecam każdemu maniakowi górskiemu i nie tylko.


Spodobało mi się motto tej książki, autorstwa człowieka, który poniósł śmierć podczas opisywanych tu wydarzeń, Gera McDonnella:
Gdy ludzie giną, zwykle drobiazgowo analizuje się przebieg wypadków, 
 padają opinie, co trzeba było zrobić, a czego nie. 
Ale to, że ktoś wrócił z gór cały, nie znaczy jeszcze, że jest ekspertem 
i ma prawo wytykać cudze błędy. Nie było go tam, więc nie wie. 
Wie tylko góra.

Może wzbudzi ono refleksję wśród osób, które wydają wyroki na ludzi, którzy byli częścią tragicznych wydarzeń, a przeżyli...

piątek, 23 października 2015

Zamyślenie

Przyjaźń. Każda zostanie wystawiona na próbę z biegiem czasu. Prawdziwej nie są w stanie zniszczyć nieporozumienia, konflikty, niedomówienia. Przyjaciel zawsze poda rękę, wysłucha, wspólnie pomilczy jeśli zachodzi taka potrzeba, ale zawsze jest i wspiera swoją obecnością. Przyjaźń jest piękna!
Są jednak w naszym życiu ludzie, którzy tylko udają przyjaciół. Dopóki jest tak jak oni chcą, wszystko układa się rewelacyjnie. Długie rozmowy, ciągły kontakt są na porządku dziennym. Przychodzi niestety moment, w którym nie można na nich liczyć, bo okazują się nielojalni, nie starają się nas zrozumieć, nie chcą tego. Wydają wyroki bez próby rozmowy, ignorują nasze potrzeby. Od takich ludzi trzeba się odciąć, nie szukać z nimi na siłę kontaktu.
Ktoś, kiedyś, gdzieś, powiedział coś w stylu, że nie ważne jest duże grono "przyjaciół", bo nie jesteśmy w stanie poznać dobrze wielkiej ilości ludzi. Najważniejsze to mieć jedną, dwie osoby, do których można zadzwonić o czwartej w nocy i szczerze porozmawiać. Dobrze mieć prawdziwych przyjaciół!

niedziela, 11 października 2015

Rozświetlona Łódź

Wczoraj, mimo przenikliwego zimna, wybrałam się na Łódzki Festiwal Światła. Już piąty rok z rzędu miasto stało się kolorowe i strasznie zatłoczone wieczorową porą. Zeszłoroczna edycja bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła, we wcześniejszych nie miałam okazji brać udziału, dlatego zależało mi aby i w tym roku móc uczestniczyć w tym wydarzeniu. Pięknie wyglądały rozświetlone kamienice na ulicy Piotrkowskiej. Najpiękniejszy był jednak dla mnie pokaz na kościele przy ulicy Sienkiewicza. I ta muzyka...:) Ciekawe pokazy były również przy EC1. A jednak nic nie przebije zeszłorocznego pokazu na Placu Wolności, który do tej pory widzę w swojej głowie. Ale to już przeszłość. Może moje odczucia są inne, mniej euforyczne, bo w zeszłym roku było jakby trochę cieplej, a teraz żałowałam, że nie założyłam rękawic, a może to stan mojej duszy spowodował, że odbieram wszystko inaczej...

wtorek, 6 października 2015

Na poprawę humoru nowa książka

Nowe, jeszcze pachnące drukiem książki zawsze sprawiały mi radość. A szczególnie te, które kupowałam sobie sama. Jedni, żeby poprawić sobie humor kupują buty, inni ciuchy, słodycze, a ja zawsze książki. Był czas, że co miesiąc moja biblioteczka wzbogacała się o kolejne pozycje. Ostatnio nastąpiła mała przerwa, bo wolałam pobuszować w sklepie z ubrankami dla dzieci.:) (I nadal to kocham.) Ale wyszedł nowy kryminał Marka Krajewskiego. Po cichu liczyłam, że dostanę go na urodziny... no i dostałam od samej siebie, miesiąc po nich... Ale nic to, tak już od jakiegoś czasu jest, że najbardziej trafione prezenty robię sobie sama. Pachnąca, świeżutka książka wywołuje mój uśmiech, po ostatnich wydarzeniach jest balsamem dla mojej zranionej duszy. Po przeczytaniu kilkunastu stron już wiem, że nie będę mogła się od niej oderwać, a jednocześnie nie będę chciała, żeby się skończyła. Tak zawsze miałam z kryminałami Krajewskiego. Jestem w stosunku do niego bezkrytyczna, ale pociaga mnie stworzona przez niego fabuła. Zmykam więc, by razem z Popielskim rozwiązać kolejną zagadkę.

poniedziałek, 5 października 2015

Ból

Świat rozpadł się na milion drobnych kawałeczków.
Serce krwawi, dusza boli.
Do oczu wciąż napływają nowe łzy. Morze łez.
Wokół sama szarość.
I tylko mała istotka obok mnie sprawia, że jeszcze się uśmiecham, staram się odnaleźć, poskładać kawałeczki siebie.