poniedziałek, 30 września 2013

A w głowie natłok myśli...

Marzenia... Moja głowa jest ich pełna. Większość związana jest oczywiście z górami, a w szczególności z Tatrami. Mam oczywiście też inne, ale chyba boję się o nich mówić otwarcie, jednak żyją one w mojej świadomości i... podświadomości. Czasem pozwalam im ujrzeć światło dzienne... gdy je realizuję. Życie bez marzeń byłoby puste i bezbarwne, a ja chcę swojemu życiu nadać kolorów. Najważniejsze w marzeniach jest dążenie do ich realizacji, sama droga, którą pokonujemy, ludzi, których spotykamy, bo samo spełnienie marzeń choć daje zadowolenie, nie jest tak fascynujące jak podejmowane wysiłki, by osiągnąć sukces. Bardzo często, by do czegoś dojść trzeba pokonać swoje słabości, lęki, zmierzyć się z przeciwnościami losu. I to właśnie robię każdego dnia, podejmuje walkę, by szara codzienność nie zabiła we mnie marzeń i pasji, bym mimo wielu upadków zawsze potrafiła "odbić się od dna"...


piątek, 13 września 2013

Orla Perć - bo marzenia są po to, żeby je spełniać...

Orla Perć, najtrudniejszy i najniebezpieczniejszy szlak w Tatrach, miedzy przełęczami Zawrat i Krzyżne, i dalej grzbietem Wołoszyna, aż po Polanę pod Wołoszynem (jednak odcinek od Krzyżnego od 1932 roku jest zamknięty). 

Orla Perć, moje marzenie, którego nie udało się zrealizować przed 30, ponieważ w zeszłym roku na odcinku od Zawratu do Koziej Przełęczy spotkała mnie burza i musiałam uciekać. Ale marzenia są po to, by je spełniać. I tak w tym roku dokonałam tego, o czym śniłam, czym żyłam przez ostatnie miesiące. 

Dolina Pięciu Stawów, niedziela, 11 sierpnia 2013, godz. 3:30, budzi mnie nie mój budzik, ale jestem mu wdzięczna, bo wiem, że do mojej pobudki zostało 30 minut. Naciągam na siebie mocniej koc, zamykam oczy, ale już nie chcę spać, w głowie widzę siebie wędrującą w stronę Zawratu. Pół godziny później siedzę na niewygodnym łóżku i zaczynam się ubierać. Pakuję plecak i wychodzę z pokoju. Muszę uważać, żeby nie podeptać ludzi śpiących na korytarzu, schodach... ech... po prostu śpiących wszędzie. Nawet nie mam ochoty na kawę. Chce już iść i zmierzyć się ze sobą. Na dworze jeszcze ciemno, ledwo zarysowują się kontury gór. O 5:00 wychodzimy w 3-osobowej grupce (Basia, Tomek - brat bliźniak i ja). Wdychamy rześkie poranne powietrze. Podczas wędrówki na Zawrat mamy okazję podziwiać wschód słońca... Coś pięknego! Tatry w puchowej kołderce z refleksami światła przebijającego się przez nią wyglądają nieziemsko. Dla takich widoków i wrażeń mogę nawet nie spać.









O 7:00 dochodzimy na Przełęcz Zawrat, mały popas, sesja zdjęciowa z kozicami i ruszamy dalej. 


 
 


Zaczynam czuć właściwie emocje, bo po raz drugi próbuję spełnić swoje marzenie związane z Orlą. Czy się uda? Pogoda wydaje się być pewna, ale czy wystarczy sił? Mkniemy przed siebie. Czuję, że żyję. Kontakt z łańcuchami daje mi dużo satysfakcji, mam wrażenie, że jestem do nich stworzona. Jest cudnie. Na szlaku, poza naszą trójką, jest zaledwie parę osób. Moje towarzystwo zostawia mnie w tyle, ja tymczasem wdaje się w rozmowę z napotkanymi turystami. Swoją drogą bardzo przystojnymi :P Po kilku minutach ruszam dalej i doganiam swoich przy Skalnym Chłopku, gdzie robimy sobie małą sesję zdjęciową (marzyłam o tym, żeby jak Syzyf spróbować ruszyć kamień, ale on ani drgnął - czyli końca świata nie będzie jeszcze długo). 



Powracają wspomnienia sprzed roku, gdy w burzy szliśmy tą samą trasą, a w głowach kłębiły się myśli, czy zejdziemy bezpiecznie. Teraz nie ma tego problemu, pogoda jest fantastyczna i możemy cieszyć się widokami, robić masę zdjęć. W końcu dochodzimy do słynnej drabinki i oczywiście tutaj kolejna sesja zdjęciowa, no bo jak nie mieć "sweet foci" w tym miejscu, przecież tylko po to tutaj przyszliśmy. ;)




Na Koziej Przełęczy spotykamy się z Marta i Anią, które postanowiły pospać dłużej i nie zdecydowały się na wspólna wędrówkę. Do Koziego Wierchu idziemy razem. Na szczycie oczywiście zdjęciowy szał i lans. Ja gubię jedna baterię ze starego aparatu (panoram już nie będzie, i jestem trochę zła, że zaśmieciłam niechcący tatrzańskie środowisko - ech głupie, popsute zamykanie baterii). Na szczęście mam swój nowy ukochany aparat, który jednak na łańcuchach musiałam schować do plecaka, bo bardziej skupiałam się na nim, niż na sobie. Teraz go wyjmuje i obfotografowuję widoki ze wszystkich stron. 




Oczywiście znów popas, na którym krówka Rozrabiaka pożera nam kabanosy. 


Jest nam tak dobrze, że nie mamy ochoty się ruszać, ale przecież przed nami jeszcze kawał drogi. Rozstajemy się z dziewczynami i idziemy dalej na spotkanie z przygodą. W głębi duszy cieszę się jak dziecko, bo podświadomość podpowiada mi, że w tym dniu spełnię swoje marzenie. Nie czas jednak na większe przemyślenia, bo trzeba skupić się na szlaku. Nie wiem jak i kiedy dochodzimy na Zadni Granat. Tą trasą idę po raz pierwszy, więc bardziej uważam na każdy krok, idę intuicyjnie, ale pewnie. Jestem zachwycona widokami i co chwila wyciągam aparat, by zrobić zdjęcie. Czuję też już zmęczenie, ale nawet przez chwilę nie pomyślałam, żeby zrezygnować. Przed nami jeszcze tylko Pośredni i Zadni Granat, później Orla Baszta i oby dojść do Przełęczy Krzyżne... Tak właściwie czuję przesycenie widokami, za dużo piękna wokół mnie, aż w głowie się kręci, zacierają się szczyty i przełęcze. Robię zdjęcia, bo nie mogę się powstrzymać, ale bardziej niż na widokach skupiam się na bezpiecznym przejściu szlaku. Nie jestem w tym odosobniona. Cała nasza trójka czuje podobnie. W końcu dochodzimy do upragnionego Krzyżnego. 











Teraz tylko czeka nas dojście do schroniska. Jesteśmy zmęczeni, a szlak ciągnie się i ciągnie, marzymy tylko o jedzeniu, kąpieli i piwie. O 18:00 docieramy do schroniska, zmęczeni, ale szczęśliwi. Tak naprawdę chyba jeszcze nie dotarło do mnie, że przeszłam całą Orlą Perć w ciągu jednego dnia. Może dla niektórych to nie jest wyczyn, ale ja jestem z siebie dumna, bo pokonałam swoje słabości, swoją kondycję, z która ostatnio miałam konflikt, a która jednak postanowiła do mnie wrócić. ;) Na zakończenie dnia czeka nas jeszcze wspaniały zachód słońca w Tatrach, o którym zawsze marzyłam. "O tak, życie jest piękne" - pomyślałam sobie, gdy resztki promieni słonecznych oświetlały górskie szczyty...