wtorek, 30 września 2014

Refleksjnie o "Koronie Ziemi" Artura Hajzera

"Czemu Ty Arturku pod tą Nangą stoisz?
Czy cię wicher smaga czy się góry boisz?
Wicher mnie nie smaga, góry się nie boję,
przymarzła mi dupa, więc pod Nangą stoję."
Walek Nendza
Jakiś czas temu czytałam "Koronę Ziemi" Artura Hajzera, historię zdobywania gór, pełną anegdot i dygresji, która wzrusza, porusza, bulwersuje... szczególnie gdy Artur opisuje Everest... dużo jest ciekawostek, o których (przyznaję) nie miałam pojęcia. To niepowtarzalna pozycja! Miałam o tym napisać dużo wcześniej, ale jak zawsze zabrakło mi czasu. Teraz też go nie mam, ale naszła mi ochota na pisanie. 
Do kupienia "Korony Ziemi" przymierzałam się bardzo długo, gdy wyszło wydanie albumowe, ale cena trochę mnie odstraszyła. Gdy dowiedziałam się, że wyjdzie pozycja "kieszonkowa" byłam w "siódmym niebie". "W końcu coś na kieszeń bibliotekarki" - pomyślałam. A Artur zginął na Gaszerbrumie I jeszcze przed drugim wydaniem książki... Do tej pory trudno mi w to uwierzyć, bo chociaż go nigdy nie poznałam był mi w jakiś sposób bliski, bo kochał góry, dał szansę młodym ludziom na realizację marzeń. Żałuję, że nie spotkałam go w tym życiu, ale myślę, że kiedyś na pewno spotkamy się razem w innym świecie, gdzieś na górskim szlaku...
Miało być o książce... a jak zwykle odbiegłam od tematu. Dlaczego tak się nią zachwyciłam? Sama nie wiem. Jest w niej coś urzekającego, to chyba duch Artura, który nie odstępował mnie na krok gdy ją czytałam.;)