Ciąg dalszy tatrzańskiego urlopu czerwcowo-lipcowego 2014 - dzień 3. ;)
W nocy z niedzieli na poniedziałek cały czas padało. Nie przejmowałam
się tym jednak, bo miałam okazję się wyspać po 2 nieprzespanych nocach.
Leniwie zjadałam śniadanie, wypiłam kawusię i podjęłam decyzję o
odwiedzeniu Doliny Kościeliskiej. Tak to już jest, że gdy pada, tam
kieruję swoje kroki. Poza tym chciałam na własne oczy zobaczyć jak po
Kościeliskiej poszalał halny. W Kirach pojawiłam się kilka minut po 11.
To co zobaczyłam zrobiło na mnie ogromne wrażenie, połamane drzewa,
pozamykane szlaki, ciężki sprzęt... Co chwilę przystawałam i robiłam
zdjęcia, a deszcz leciutko sobie siąpił, by ok. 20 minut drogi do
schroniska zmienić się w ulewę...
Oczywiście przemokłam. Na szczęście mokre miałam tylko spodnie, bo kurtka ochroniła mnie przed byciem "zmokłą kurą". Stuptuty sprawiły, że deszcz oszczędził również moje buty. ;) Ale tak naprawdę nie byłam zrozpaczona, że nie poszłam gdzieś wyżej. Bo w Tatrach nawet deszcz ma swój urok, nawet gdy pada nieprzerwanie przez tydzień. ;) Najważniejsze to umieć odnaleźć się w każdej sytuacji bez względu na pogodę. A Tatry są miejscem gdzie nie można się nudzić. W deszczu dostrzega się rzeczy, na które w słoneczny dzień ludzie przeważnie nie zwracają uwagi.