sobota, 19 grudnia 2015

Na Kościelcec? Nie idę! A może jednak...;) - 02.07.2014

Ciąg dalszy tatrzańskiego urlopu czerwcowo-lipcowego 2014 - dzień 5.

Plany, plany, plany... wzięły w łeb, bo pogoda była strasznie kapryśna. Miałam nawet plan wcześniej wrócić do domu, ale tego dnia akurat rano nie padało. Wyjrzałam przez okno - Giewont widać. Wyszłam na przystanek - Tatry nawet widać... chociaż kłębiły się nad nimi czarne chmury. Pomyślałam: "może spacer do Gąsienicowej, a później się zobaczy". Do Kuźnic z Pardałówki musiałam dojść na własnych nogach, bo niestety pierwszy bus przewidziany był dopiero za godzinę. I co? I zaczęło mżyć... ale gdy weszłam na szlak prowadzący przez Boczań wyszło słońce...



Niestety nie cieszyłam się nim długo... zaczęło znowu padać... widoki nie powalały... 



Uparłam się jednak, że dojdę do schroniska. O dziwo widoki nie były najgorsze. Co prawda klasyka była "przydymiona", ale co klasyka to klasyka. ;)






Schronisko tuż tuż... 


 ...mogłam w końcu zjeść śniadanie. Z nadzieją co jakiś czas wyglądałam przez okno, żeby sprawdzić czy jeszcze pada... padało... ale po ok. 40 minutach wyszło słońce... Podjęłam decyzję o spacerze nad Czarny Staw Gąsienicowy, jednak już po 15 minutach słońce schowało się za chmurami i znowu.... wrrr zaczęło co jakiś czas siąpić...

Siły dodawał mi jednak On. ;)




Niestrudzenie szlam dalej, aż w końcu ukazał się moim oczom bardzo znajomy widok...


Usiadłam na kamieniu i pogrążyłam się w swoich myślach... robiąc przy tym zdjęcia...
  




Ciągnęło mnie tam...  



...ale zdawałam sobie sprawę z tego, że dziś nie jest to dobry pomysł. Zaczęłam się zastanawiać co w takim razie dalej? "Wracać? Bez sensu. Może wleźć choć na Karb..."  



Wiatr na szczęście przegonił deszcz, więc opuściłam swój kamień i pozwoliłam by niosły mnie nogi, myśli i serce.




Hmmm... Kościelec...? Nie, nie, tam dziś nie idę... 

  
"Iva... jesteś pewna?"
"Ależ oczywiście! W taką pogodę? Pierwszy raz miałam piękne słońce, a na szczycie nie posiedziałam długo, bo zbliżała się burza. Dobrze, że w miarę szybko zeszłam, bo gdyby mnie wtedy deszcz tam spotkał, to chyba bym zleciała... A dziś jest gorzej. Nie będę ryzykować. A wtedy, w październiku, gdy wchodziłam po raz drugi, to było cholernie ślisko po tym śniegu lodowym. Nie, dziś dam sobie spokój."
"Ach, tak?"
"Tak..."
"Skoro tak mówisz..." 



"Podejdę tylko troszkę. Zobaczę jak się sytuacja będzie przedstawiać. Jeśli będzie się chmurzyć, zawrócę."
"Przecież nic nie mówię... rób jak chcesz.... ale spójrz, nikt nie wchodzi tylko Ty. Ci, którzy mieli wejść już schodzą, ale Ty oczywiście musiałaś tyle czasu siedzieć na Stawem i zdjęcia robić."
"Myślałam."
"Taaa, zawsze myślisz. Może byś tak raz przestała!"
"Nie potrafię..."
"Rób jak uważasz i daj mi spokój!"
"...." 



Miałam nie wchodzić na Kościelec, ale nie potrafiłam się powstrzymać. Coś bardzo silnego mnie tam ciągnęło, może to ten wiatr...? Weszłam, zrobiłam kilka zdjęć i zaraz zaczęłam schodzić.  





W drodze powrotnej nie wstępowałam już do schroniska. Wolałam nacieszyć oczy widokami. Tak wiem, może nie były wymarzone, ale mój urlop w Tatrach powoli dobiegał końca, więc postanowiłam ostatnie chwile wykorzystać maksymalnie.





Standardowo - powrót przez Dolinę Jaworzynki.




Dzień skończył się pięknie... Zaczęło lać, gdy tylko dotarłam na kwaterę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz