Ciąg dalszy tatrzańskiego urlopu czerwcowo-lipcowego 2014 - dzień 4.
Jeszcze w poniedziałek zanim wyruszyłam do Doliny Kościeliskiej w ciągu 
minuty podjęłam decyzję o zakupie wycieczki do Słowackiego Raju, który 
marzył mi się już jakiś czas. Pomyślałam, że jeśli pogoda znów będzie 
dupna, to mnie szlag trafi, więc lepiej, żebym gdzieś uciekła. Poza tym 
przeważnie gdy w Zakopanem pada na Słowacji świeci słońce. Jak 
pomyślałam tak zrobiłam. Nie muszę dodawać, że całą noc padało...  a 
rano... gór nie było widać. 
O godzinie 8:00 wsiadłam do autobusu pewnej fajnej firmy
 Pierwszy lans ;)
Sucha Bela nie była jednak sucha. Przewodnik Michał mówił, że dawno nie było tyle wody i że jesteśmy wybrańcami
 
Tak, tak, tędy szliśmy ;) 
Przejście przez Misove vodopady w wąwozie Sucha Bela.
Tędy też trzeba było przejść
W tym miejscu już nikt nie miał suchych nogawek spodni 
  niektórzy nawet mieli wodę po kolana, inni nawet i do pasa.
A taki tam lans, choć był zakaz fotografowania. :P
Od teraz będzie sucho. ;)
Klastorisko
Tatry...
Pozostałości klasztoru kartuzów z XIII wieku na Klastorisku.
Nadszedł czas powrotu do Podlesoka. Część grupy poszła z Szymkiem 
łatwiejszą i krótszą trasą, a część z Michałem Przełomem Hornadu. 
Oczywiście byłam w tej drugiej grupie 
  Deptałam przewodnikowi po piętach 
  Zresztą nasza 9-osobowa grupa była nie do zdarcia. Mieliśmy świetny czas. Michał był z nas dumny. 
I koniec...
Powrót do Zakopanego.
Dzień się jednak nie skończył. Po powrocie do zakopanego okazało się, że całkiem ładnie widać Tatry. Nie mogłam zmarnować ani minuty pięknej słonecznej pogody...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz