czwartek, 29 listopada 2012

Never grow up...!

Uśmiech powoli zanikał na jej twarzy... bycie dorosłym wcale nie jest fajne. Nie rozumiała ludzi, dla których marzeniem było osiągnięcie pełnoletniości. Praca, pieniądze, codzienna bieganina... tylko decydowanie o sobie było rekompensatą... ale czy tak naprawdę człowiek decyduje sam o sobie? Na każdym kroku jest przecież zależny od innych - od pracodawcy, od klientów jeśli prowadzi własną firmę, od pogody... od pani w sklepie, od piekarza... Czemu więc dla niektórych to jest takie fascynujące? Co im sprawia radość? To, że udało się zarobić więcej pieniędzy, że zyskują sławę? I dlaczego Ci wszyscy ludzie wciąż jej powtarzają, że ma dorosnąć?
Postanowiła, że zawsze w głębi duszy będzie dzieckiem. Jak nikt inny potrafiła cieszyć się z najmniejszych rzeczy. Z pierwszego wiosennego kwiatka, z najmniejszego promyka słońca w pochmurny i deszczowy dzień. Potrafiła dostrzec piękno tam, gdzie inni ludzie nic nie widzieli. I choć tak jak większość ludzi żyła w ciągłym biegu, umiała się zatrzymać i wyłączyć. To pozwalało jej zauważyć ciężko pracujące mrówki, zmierzające do celu ślimaki, mogła im się przypatrywać godzinami... Jednak czasami traciła wewnętrzne siły - wtedy nic nie sprawiało jej radości. Miała ochotę uciec przed ludźmi na koniec świata, by nikt nie widział jej wielkich łez. W takich chwilach najlepszym lekarstwem był płacz, który pozwalał jej się oczyścić i muzyka, która zawsze przynosiła ukojenie...
Lubiła leżeć na łące, słuchać śpiewu ptaków, wpatrywać się w niebo, czytać książki. Chciała zatrzymać czas, by nie gnał tak szybko, planowała nawet z nim o tym porozmawiać, ale albo jej nie słuchał albo wiecznie wykręcał się "brakiem czasu"... Ech... 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz