Niedziela. Pobudka o 5:00. Śniadanie, prysznic. Zbiórka o 6:00. Niestety nie wszyscy wiedzą co to punktualność. (Cholerka, przecież ja nie znoszę niepunktualności!!!)
Pogoda jak marzenie. Słoneczko przygrzewa przez szybę auta. Po 1,5 godzinnej podróży dojeżdżamy na parking przy nieistniejącym już schronisku Vazecka chata.
Szukamy zielonego szlaku i ruszamy przed siebie.
Krywań troszkę się przed nami chowa, ale jeszcze się tym nie martwimy, bo przecież prognozy są dobre... i od czasu do czasu chmury uciekają w siną dal... A widoki są bajeczne. :)
No... może nie do końca... ale wtedy o tym nie wiedzieliśmy... Poza tym takie chmurki zawsze ciekawie wychodzą na zdjęciach. ;) I ja lubię mroczne krajobrazy. ;)
Już na Rozdrożu pod Krywaniem pogoda zaczęła się zmieniać. Nadal jednak nie byliśmy świadomi ogromu tragedii...
Gdzieś w okolicach Małego Krywania widoki zaczęły się chować...
Zaczęło pomrukiwać... (i to nie był niedźwiedź). Po drodze kilku z nas
się wykruszyło. Z idącej piątki została najbardziej wytrwała
trójka.
W głowie kłębiły się myśli: "Iść dalej, czy zawrócić? Krywań i tak
jest skąpany we mgle... Znowu gdzieś grzmotnęło. Ale nie pada. No to
iść... nie iść... iść... nie iść..." Z takim mętlikiem w głowie w końcu
doszliśmy na szczyt. A tam widoki...! Krzyż było widać tylko jak się do
niego bliżej podeszło
Ale lansiarskie zdjęcie jest!
I zapierające dech w piersiach widoki również. :P
Po dość długiej sesji zdjęciowej nadszedł czas odwrotu. Na przejaśnienie
nie było szans (tak myśleliśmy wtedy... wrrr...) Czwarty zawodnik dotarł na szczyt, gdy my schodziliśmy. Wyprułam do przodu, żeby odnaleźć samotną B. oczekującą naszego powrotu.
Gdybym tylko wiedziała, że po deszczu i niewielkiej burzy będzie tak:
Gdybym tylko wiedziała, że po deszczu i niewielkiej burzy będzie tak:
...siedziałabym na Krywaniu 1-2 godziny, by zobaczyć widok z niego... A
tak... pozostał niedosyt. Choć była też satysfakcja z wejścia. :)
"Ty złośliwcze! Ty!"
Pozostał powrót.
Troszkę żałuję, że nie widziałam widoków z Krywania. Czy kiedyś będzie jeszcze szansa, żeby wejść i ujrzeć drugą stronę? Wierzę, że tak. Nadal mam marzenia i nadal będę nimi żyć (w końcu nazwa bloga zobowiązuje), a skoro mam marzenia, to będę je powoli realizować. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz